czwartek, 25 listopada 2010

Piraci z Karnataki

Tulasi zaczyna się kiedy księżyc jest w pełni. Jak zwykle ciężko uzyskać informacje o której godzinie. Od trzech dni obserwujemy kobiety malujące na ulicy przed domostwami rangole- wzory kwiatowe i geometryczne. Od paru dni słychać też fajerwerki. Po długim zabawnym wywiadzie docieramy na 20-tą pod świątynie Parvati tam zaczyna się puja -ceremonia świętego ognia, oraz przeniesienie ołtarzyka Parvati do świątyni Shiwy- tak nam się zdaje, bo wieści mamy tylko z  zasłyszanych źródeł od miejscowych. To co się dzieje przerasta nasze najśmielsze oczekiwania. Ołtarzyk cały w girlandach , lampkach i bóg wie jeszcze czym niesiony jest na noszach, obok ustawia się kolejka wiernych z darami do poświęcenia, przed nim dwa drewniane rzędy płonących zniczy. Wszystkiemu towarzyszą dwa zespoły muzyczne zespół bębniarzy i drugi –trąbki, gongi itp. Jest głośno ,transowo, kolorowo, świetliście. A jakby tego było mało na całej ulicy dzieciaki rzucają petardy, palą zimne ognie. Jedna z petard odbija mi się od ramienia jak zwykle bez uszczerbkuJ Jest takie kino, że szczęka opada. Nikt nie przejmuje się zbytnio faktem, iż petardy padają  pod nogi procesji. Przed samą świątynią któryś z zebranych wiernych odpala całą serię wystrzałów-wygląda to jak pas do CKMu- efekt jest powalający- prawie głuchniemy, wszyscy uciekają, Łukasz kręci materiał naprzodzie niczym reporter relacjonujący zamieszki uliczne i dostaje jednym odłamkiem w oko. Na szczęście oko jest całe. Po wszystkich tych seriach wystrzałów, hukach, efektach świetlnych w momencie zaczyna lać! Procesja szybko ucieka do świątyni Shiwy gdzie niestety nie mamy już wstępu. Uff! Robi się pusto, cicho i dalej nie wiemy co z wozem, przecież przybyliśmy tu zobaczyć jak będą go przeciągać a tu już tyle emocji za nami. Siadamy pod jednym z domów pielgrzyma na pustej, cichej i ciemnej teraz ulicy i zastanawiamy się czy jeszcze coś się wydarzy, gdy wtem otwierają się drzwi i wychodzi hindus, który zaczyna opowieści, częstuje nas  kashaya  i informuje, że dzisiaj po północy rusza wóz. Tak też się staje zaraz po północy nie wiedzieć skąd pojawia się biegiem procesja z ołtarzykiem, wszechobecnymi swastykami i świętymi pochodniami. Dołączamy się do nich biegiem i znowu nie umiemy wyjść z zachwytu, naszym oczom ukazuje się ukryte za splotem bocznych uliczek jezioro, otoczone domostwami, na murach palą się zapalone świeczki. Procesja wsiada do łodzi i opływają trzy razy jezioro poczym po drugiej stronie jeziora znowu przenosi ołtarzyk i biegnie dalej wąską uliczką od domostwa do domostwa rozdając ludziom święty ogień. Na koniec docieramy pod wóz, do którego wsiadają bramini z darami, jeden z nich ma na ręku małe dziecko- czyżby znowu Kumari- żywy bóg? Bramini czytają w wozie księgi a mężczyźni na dole chwytają  za długie liny i przeciągają mozolnie wóz aż pod świątynie Parvati a potem spowrotem do miejsca skąd ruszał. Wyczerpani tą nocą o 3 nad ranem docieramy na naszą plażę. Jest coś tak niesamowitego w tych świętach indyjskich, aż trudne do opisania. Są tak odmienne od naszych sztywnych prostych w formie świąt. Tu jest szczera radość, wesołość na pierwszym planie, która wcale nie ujmuje miejsca powadze. Przeładowanie formy, ostrości, poświęcenie które dla nas europejczyków czasami przypomina naiwne zabobony ale tak naprawdę to głęboko kultywowany rytuał, prawdziwa magia, prawdziwy ogień. 12 dnia ostatni ranny spacer plażą, ostatni rzut oka na morze, zostawiamy za sobą palmy, krowy kradnące turystom reklamówki podczas kąpieli w morzu, dziewczynki w warkoczach z kokardami podążające boso plażą do szkoły, nasze psy, cudowne skały, niebo o tysiącu twarzy, burzę zamieszkującą  wzgórza. Obecnie jesteśmy po prawej stronie miasteczka na Gokarna Beach niedaleko naszej przyszłej ziemiJ. Śpimy w palmowej chatce, do morza pół minuty a plaże są jeszcze bardziej odludne. Spokój i tylko wciąż obecny od miesiąca szum morza którego mi będzie tak brakowało. Dzisiaj już ostatni dzień w Gokarnie, jutro rano powrót do Delhi- jak zwykle podróż wydaje się być skomplikowana, tym bardziej że jak zwykle nie ma wolnych miejsc na najtańszą klasę sleeperJ. Żegnajcie cudowne miejsca, ludzie, chwile, żegnajcie IndieL.