środa, 24 listopada 2010

Zatopieni w uchu Shiwy


Gokarna to maleńkie miasteczko położone nad morzem. To kolejne po Varanasi święte miasto dla wyznawców hinduizmu. Gokarna, jak tłumaczył nam jeden z prowadzących liczne tu domy pielgrzyma, swoją nazwę „ucho krowy” wzięła od kształtu na mapie Karnataki przypominającego właśnie ucho, krowy- gdyż jest to wyobrażenie boga Shiwy. Jak podaje legenda tu właśnie się narodził a więc wychodzi z ucha. Gokarna to miasto licznych świątyń ale również niesamowitych prawie bezludnych plaż. Jest to więc genialna synteza. Niesamowitym jest fakt, iż mimo że jest to miasto do którego ściągają pielgrzymi nie ma tu tłumów, a miejscowi są na wyższym poziomie niż w większości odwiedzanych przez nas miejsc, może podobnie jeszcze było na Goa. Nie ma nachalności, gapienia się itp. Wszystko to sprawia , że ma się ochotę tu zostać. I tak też zrobiliśmy zamiast zatrzymać się na dwa dni, wsiąkliśmy i jesteśmy już 12, a jakby tego było mało zaczynają się już nam w głowie kłębić pomysły jakby tu zakotwiczyć się na stałeJ Pomysły życia za resztę naszych środków były genialne tylko co potem, za co wrócić? Musimy to rozstrzygnąć inaczej. Po dotarciu zatrzymaliśmy się po prawej stronie wybrzeża za wzgórzem na Kutle Beach- to mały raj na ziemi- niewielka zatoczka porośnięta palmami z kilkoma uroczymi knajpkami, prawie pusta plaża i ten niesamowity klimat- rastamani, medytujący, uprawiający tai-hi, grający na bębnach, kręcący ogniami-wschodnia inspiracja pomieszana z cygańską trupą. Do tego wszystkiego najtańsze jak dotychczas noclegi- palmowa chatka to koszt 100-150 rupii(ok. 6-8zł), mała cela z materacem na klepisku -100- wrażenia niezapomniane! Jedzenie lokalne tanie jak barszcz i smakowite. My po zmianie pokoju z malej celi,śpimy zaszyci w pokoju  z małym okienkiem na morze,obok rodziny hindusów na uboczu od turystów, przed nami mało ruchliwa bambusowa restauracja a 20 kroków dalej znajduje się kolejna knajpka i resort. U nas jest spokój, kupujemy hamak i wieczory spędzamy na snuciu kolejnych planów.  Z Gokarny na plażę jest ok. 2 km, po drodze wzgórza które zamieszkują wielkie motyle, i zielone ptaszki, na skraju znajduje się zarośnięta świątynia hinduistyczna. Wymyślamy nowe gry plażowe- gra w kręgle, która wzbudza ciekawość hindusów, gra w dołki, rzuty kokosem, zabawy z materacem na falach i tańce w wodzie-czas tak szybko upływa że niewiadomo kiedy zastają nas wieczory. Teraz w Indiach jest jesień -dzień krótszy -słonce wstaje po 6 i zachodzi o 18tej, temperatury po ok. 30 stopni. Z pobliskich skał oglądamy delfiny skaczące w oddali na tle zachodzącego słońca. Czasami rano biegamy a potem poranna kąpiel w morzu, kawa i angielski. Robimy wycieczkę na oddaloną od naszej o  2km Om Beach a 6 km  Paradise Beach. Obie cudowne ze skąpą ilością resortów- sprawiają wrażenie jakby świeżo odkrytych lądów. Czwartego dnia będąc w Gokarnie odkrywamy obecność wysokiego antycznego wozu na olbrzymich kołach. Zaciekawieni pytamy o szczegóły i dowiadujemy się że zbliża się 3 dniowe święto Tulasi. Wielki wóz będzie przeciągany główną uliczką do kapliczki Parvati. Święto upamiętnia małżeństwo Shiwy z Parvati. Pytamy kiedy to nastąpi i otrzymujemy tysiące sprzecznych odpowiedzi. Spodziewając się sporej dawki emocji oraz zauroczeni plażami Gokarny  podejmujemy decyzję że właśnie tu w Karnatace zakończymy naszą włóczęgę. Keralę i resztę zapewne nieziemskich miejsc pozostawiamy do odkrycia w przyszłości. Wypytujemy właściciela naszego pokoju o ziemię na sprzedaż i okazuje się że ma coś w zanadrzu. Po zobaczeniu miejsca zaczynamy poważne rozważania na temat zmiany pobytu zamieszkania. cdn/Luis/

1 komentarz:

  1. Witam.Jeżeli zamierzasz kupić ziemię to ja też poproszę ale w słoiczku(coś bym sobie na niej wyhodował)Pozdrawiam.U nas śnieg!!!brrrrr

    OdpowiedzUsuń