czwartek, 30 września 2010

Blękitne miasto





Wczoraj dotarliśmy do Jodhpur. Błękitne miasto nad którym góruje fort. Labirynty uliczek z przepięknymi budynkami obok których nie można przejść obojętnie i nie zrobić zdjęcia. Jodhpur- miasto wiewiórek i dzikich dzieci. Siedzimy na dachu naszego guest house i obserwujemy te urocze stworzonka (wiewiórki), są zupełnie odmienne od tych z naszych krain, umaszczeniem przypominają borsuka. Dzieci po zmierzchu zamieniają się w krwiopijcze pijawki. Wczoraj dopadło nas stado tych małych pijawek. Usiłowały wyrywać nam z rąk co się da, otoczyły w koło, coś tam wołały pod naszym adresem, śpiewały –pewnie rytualne śpiewy przed pożarciem białych. Nie pomogły upominania, wygrażania. Wyssały z nas sporo energii i zmęczeni wróciliśmy na nasz dach. Z dachu, z dystansem błogo podziwia się to miasto. Dzisiaj zwiedzamy, ale raczej zakamarki bo ruch uliczny plus skwar męczy nieziemsko. Jutro wyruszamy do Varanasi, przed nami 24 godziny w pociągu. Ciekawa jestem tutejszych sleeperów (najtańsza klasa z miejscem do spania). Czuję że, będzie to niezła jazdaJ. W świętym mieście planujemy spędzić ok. 3 dni a potem już Nepal.



Jodhpur




fort

  


knajpka na dachu

Widok z fortu

c.d.














wejście do świątyni

środa, 29 września 2010

Camel Safari


  Rano zgodnie z umową stawiliśmy się w agencji, tam przepakowaliśmy nasze rzeczy zabierając z sobą tylko śpiwory i coś do przebrania.  Czekała nas teraz godzinna jazda jeepem. Wielbłądy leżąc posłusznie już na nas czekały, tak więc bez większych ceregieli wgramoliliśmy się im na grzbiety. Muszę przyznać, że mimo, iż szły bardzo spokojnym krokiem prowadzone przez naszego przewodnika to szybko zacząłem odczuwać tę jazdę. Dla kogoś nie wprawnego nie jest to zbyt komfortowe. Pustynia, na którą nas zabrano przypominała bardziej swym krajobrazem step niż  pustynie z naszych wyobrażeń, jednak spodziewaliśmy się tego. Tego  dnia  odwiedziliśmy tylko jedną osadę albo raczej farmę (w sumie nic zachwycającego).  Ruszyliśmy dalej. Żar lał się z nieba. Mijaliśmy stada pasących się kóz i wielbłądów. Szliśmy jeszcze  godzinę, poczym nasz przewodnik zarządził postój  Ukryci  w cieniu drzewa odpoczywaliśmy, zaś nasz przewodnik który był również naszym kucharzem upichcił nam na ognisku całkiem smaczny obiadek. Później, gdy temperatura trochę spadła wyruszyliśmy w dalszą drogę, po drodze napoiliśmy wielbłądy w małym jeziorku i pod wieczór dotarliśmy do niezbyt rozległego obszaru piaszczystych wydm. Fragment klasycznej pustyni. Tu mieliśmy spędzić noc. Zjedliśmy kolacje, słońce zachodziło na widnokręgu, wkrótce niebo zaroiło się od gwiazd. Ogniska nie paliliśmy ze względu na to, że jego blask ściągnąłby na nas rzesze owadów. Bez tego i tak byliśmy pod stałym oblężeniem dość dużych czarnych żuczków (wydaje mi się że były to skarabeusze) Był one nie groźne ale stale próbowały się wkręcić na naszą małą imprezę, co przez dłuższy czas  trochę nas denerwowało (póki do nich nie przywykliśmy). Niebo usiane milionem gwiazd zaczęło blednąć i na widnokręgu pojawił się księżyc. Leżeliśmy wygodnie  na kocu obserwując to wszystko, noc była ciepła a my sączyliśmy piwko, w które się wcześniej zaopatrzyliśmy. Kiedy księżyc wzbił się  wyżej odezwały się glosy bezdomnych a może zbiegłych z jakiejś osady psów. Wyjąc i szczekając wznosiły do księżyca skargi na swą ciężką dole Później kiedy spaliśmy budziły nas kilkakrotnie przeszukując nasze obozowisko za czymś co dało by się zjeść. Drugi dzień i noc przebiegła dość podobnie. Odwiedziliśmy miejsce gdzie żyła rodzina koczowników, widzieliśmy przemykające zwierzęta przypominające antylopy, znów spaliśmy na wydmach. Rano, kiedy opuszczaliśmy to miejsce, niezbyt daleko od naszego obozowiska zauważyliśmy na piasku ślady, które mogła zostawić jedynie żmija, ale nasze drogi na szczęście się nie spotkały. Po godzinnej jeździe na wielbłądzie dotarliśmy do miejsca, z którego miał nas zabrać jeep. Przed południem byliśmy w Jaisalmer, gdzie wynajęliśmy na jedną noc naprawdę piękny pokój. Należało się nam, były  urodziny Luizy, byliśmy zmęczeni, zakurzeni, obolali od cameli. Postanowiliśmy zrobić sobie luźny dzień. Tak też uczyniliśmy, obiad, drzemka. Wieczór zaś spędziliśmy na dachu naszej Haweli sącząc whisky z colą, (niestety wynajem motoru został odłożony na inny moment).  /Łukasz/ c.d.n.
Jailsalmer


c.d.

c.d.

c.d.

Jain Temple - Jailsalmer
niewielka osada koczownicza na pustyni Thar

na stepach



<><><><>
<>
<><><><>
c.d













nasza havela





Jailsalmer

c.d.


wtorek, 28 września 2010

Camel Safarii

Przebylismy szczesliwie pustynie, dzisiejsza noc spedzimy w pieknej haveli wiecej informacji i zdjec przy nastepnej okazji -trafilismy na bardzo kiepski internet cdn...

sobota, 25 września 2010

pustynny Jailsaimer

Gdy wczoraj dotarliśmy do Jailsailmer i zobaczyliśmy z daleka fort byliśmy lekko rozczarowani. Geust house mieliśmy polecony przez faceta z Bikaneru - żadna rewelacja ale bardzo tanio- 80 rupii, za to kwota saffarii przerosła nasze oczekiwania- o raz drożej niż płacili znajomi rok temu. Lekko strapieni tym faktem wybraliśmy się na miasto. No i zaczęło się! facet oferujący wynajem motorów, skuterów, rikszy:) opowiada co możemy zobaczyć na własną rękę wokół- hm zaczyna robić się ciekawie, idziemy zobaczyć fort który z daleka nie wyglądał bardzo atrakcyjnie, przekraczamy bramę i naszym oczom roztaczają się niesamowite widoki, mamy wrażenie jakbyśmy przenieśli się w czasie niczym pod wpływem legendarnego w Radżastanie bhangu (lassi z haszyszem) a przecież jeszcze go nie spróbowaliśmy go. Labirynty uliczek, ażurowe balkoniki, pałac maharadży,świątynie, urokliwe zakamarki, straganiki z kolorowymi różnościami, propozycje masażu, malowanie henną, kafejki na dachu z widokiem na okolicę- klimat bliski tysiąca i jednej nocy. Robimy mały wywiad i już wiemy że, właściciel naszego g.housu chce nas orżnąć na cenie safarii. Próbujemy się z nim targować ale jest nieugięty dlatego też wybieramy dzisiaj ofertę innej agencji i mamy dużo więcej w dużo mniejszej cenie.Jutro wyruszamy na dwa dni i dwie noce na pustynię. W cenie jeep, 2 wielbłądy, polowe posiłki przyrządzane przez przewodnika, zwiedzanie osad, nauka gotowania tradycyjnych potraw, 2 noce na pustyni przy ognisku i opowieściach oraz nocna przejażdżka na wielbładach, obserwacja zwiezrzyny w pobliżu rezerwatu, wszystko oprócz jeepa tylka dla nas dwojga. Brzmi obiecująco zobaczymy jak wypali w  praktyce. Dzisiaj zwiedzamy ponownie miasto, zażywamy relaxu, robimy małe zakupy. Po safari chcemy spędzić tutaj jeszce jeden dzień i mamy zamiar wynając motor, aby objechać okolicę.