wtorek, 14 września 2010

Jeszcze parę słów z Kaszmiru.


Zatrzymujemy się w Gagangir- na obrzeżach Sonamarg. Anglicy jadą dalej na trekking. Życzymy sobie good luck i idziemy za miejscowym Kaszmirczykiem. Początkowo mamy mieszane uczucia. Fayaz- tak brzmi jego imię-prowadzi nas do swojego domu. Jesteśmy zdezorientowani. Tradycyjne kaszmirskie domostwo czyli skromne, ubogie życie. W domu Fayeza mieszkają dwie rodziny, jego żona w późnym miesiącu ciąży spogląda na nas bardzo nieufnie wręcz groźnie. Czujemy się jakbyśmy trafili do archaicznego ludu. Fayaz odbiega od reszty lokalnych, różnicę widać już na pierwszy rzut oka- zupełnie inna uroda, mniej mroczna, bardziej subtelna. Jest przewodnikiem górskim , brał udział w licznych ekspedycjach, to człowiek z gór. Obserwuję jego więź z córką i jestem rozczulona. Mustakim- tak brzmi jej imię ma roczek. Mustakim znaczy „blisko mnie". Kiedy wchodzimy obładowani plecakami, żona naszego przewodnika trzyma małą na rękach i lustruje nas swymi czarnymi oczami. Dziecko trzyma w ręku nóż i wsadza go do buzi. Teraz ja patrzę z wytrzeszczonymi oczami i pokazuje matce na dziecko, wyrywam ją z amoku, wyciąga bez emocji nóż z ust dziecka. W tym miejscu egzotyka jest obustronna, ludzie patrzą na nas jakby pierwszy raz widzieli białych. Czujemy się trochę zagubieni, nie możemy iść sami w góry, nie ma tu internetu, siedzimy więc w brudnym pokoju zamknięci jak w klatce. Zły czar jednak pryska- Fayaz zabiera nas na wędrówkę w góry. Przekraczamy rzekę i naszym oczom ukazują się prymitywne osady. Chatki z kamieni pokryte strzechą u podnóża gór niczym rezerwat zamierzchłych plemion. Ich życie to oksymoron cywilizacji. Ludzie żyją tu w skrajnej nędzy ale kolejny raz pęd życia zwycięża, przystosowują się do skrajnych warunków, przyjmują z godnością swoje ograniczone, minimalistyczne życie i cieszą się drobnostkami doceniając ich wagę. Dla ludzi cywilizacji, pochłoniętych przez jej wytwory, jest to trudne do ogarnięcia. Otaczamy się licznie materią i nadal się nudzimy, wypieramy przeżycia i żyjemy cudzym życiem na ekranach telewizorów.
Siadamy w lesie, Fayaz zaczyna opowieści, trochę o sobie trochę o Kaszmirze. Coś w nim pęka, zaczynamy spostrzegać go w innym świetle. Kaszmirczycy chcą odrębności, nie chcą należeć ani do Indii ani do Pakistanu. Codziennie w Kaszmirze ginie ok. 7 osób. „To dobrze bo ludzie walczą o swoje prawa, o swoją niepodległość"- mówi Fayaz. Opowiadamy mu o Polsce i 120 latach niewoli a także o czasach komuny. Robi to na nim wrażenie i chyba podnosi na duchu. Ale o ducha martwic się nie musi. Islam to niezwykle gorliwa religia, widać to w czasie Ramadanu-ich oddanie Bogu i wyrzeczenia. Sytuacja w Kaszmirze jest w opłakanym stanie. Ogromna ilość dzieci nie uczęszcza do szkoły- rodziców nie stać na szkolna wyprawkę. Fayaz podkreśla jednak, ze szkoła nie jest najistotniejsza, to życie jest nauczycielem. On sam trafił na dobrego nauczyciela. „Pamiętaj, że najważniejsze jest, aby nigdy nie oszukiwać innych" – mówi nam

.
Kiedy odtwarzam te myśli jesteśmy już w Leh. Ladakh to zupełnie odmienna kraina niż Kaszmir a dzieli je zaledwie 400 km. Tu dominuje buddyz, widowiskowe góry, tybetański typ urody- przyjazny, mniej srogi, mniej bojowniczy.
Gdy rano po przyjeździe robie pranie w ogrodzie, podnoszę głowę i widzę skąpane w słońcu góry, skądś dobiegają modlitewne nawoływania. Siadam na kolana i delektuje się tą chwila chociaż wiem ze jest skromna.
Sploty uliczek, pałac zawieszony na skałach, liczne gompy, miasteczko otoczone górami, kobiety urody mongoidalnej, sprzedające na ulicy owoce, to miasto to antidotum na nasze obolałe rany
JZwiedzamy stare monastery, gompy, pałace- Shey, Hemis, Thiksey, Stok.
Przerywam pisanie , na zewnątrz coś się dzieje. Z ulicy dobiegają liczne trąbienia. To znak, że spotkanie z Dalajlamą już blisko. Nie znamy czasu ani miejsca spotkania, jak zwykle wszystko spontanicznie. Wchodzimy w tłum i podążamy z nim. Droga jest kręta, prowadzi na wzgórze przy szkole. Tysiące Tybetańczyków. Starcy o kulach z buddyjskimi różańcami, kobiety z dziećmi w tobołkach na plecach, poubierani w tradycyjne stroje, mali i duzi mnisi, dzieciaki w szkolnych uniformach. Siedzimy i czekamy co zaraz nastapi. Ludzie się modlą, odmawiają mantry. W oczekiwaniu na Jego Świętobliwość mijają trzy godziny, ale czas jakby tu nie był obecny. Wpadamy jakby w trans. Nie ma pośpiechu, trwamy w teraz razem z tłumem. Udziela się nam powaga wydarzenia, odczuwamy uroczystość i wyjątkowość tej chwili. Przed nami dwójka dzieci- białe i tybetańskie, bawią się razem, obok para staruszków dzieli się z namaszczeniem otrzymanym ciasteczkiem. Siedzimy z pustym żołądkiem przez co wszystko jeszcze bardziej się wyostrza. W końcu pojawia się przywódca. Ludzie kłaniają się pokornie, wzruszeni, pełni miłości do Dalajlamy. Trąby i bębny wychodzą na przywitanie. Zaczyna się przemówienie, mantry. Chociaż nie znamy języka cieszymy się tą chwilą, i z tego że, nie pojechaliśmy zwiedzać kolejnych gomp, bo nie gdzie indziej jak właśnie tutaj odsłania się przed nami tybetański duch, to właśnie w tym miejscu dotykamy religijności tego ludu.
Luis
Dzis bylismy na całodziennej wyprawie nad jeziorem Pangong Tso. cdn...




Fayaz i Mustakim
nora w Kargil

droga do Leh



Old Leh Road
 
Leh Palace


3 komentarze:

  1. kochani wczoraj w mediach uslyszalam wiadomosc ze w polnocnym kaszmirze wybuchly zamieszki wojsko otworzylo ogien sa ranni dzieki Bogu ze wyjechaliscie juz to naprawde niebezpieczny teren super ze udalo sie wam przezyc spotkanie z Dalajlama mysle ze pogoda jest ok sadzac po zdjeciach sa super dbajcie o siebie i pilnujcie sie nawzajem pozdrawiami czekam na dalsze wiadomosci

    OdpowiedzUsuń
  2. Pangong Tso, cel mojej wymarzonej wędrówki, jak do tej pory nie osiągnięty.... No i Thiksey, Hemis, Shey też... Wszystko w swoim czasie.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  3. Łukaszu i Luizo!
    Z wielkim zaciekawieniem śledzimy Wasze losy w tej fascynującej i niesamowicie trudnej dalekiej podróży. Jesteśmy zafascynowani Waszymi opisami i zamieszczanymi zdjęciami. Trzymamy za Was mocno kciuki. Powodzenia!
    Wujek Andrzej i ciocia Irena.
    24 września 2010 r. godz. 20:07 - Bytom (PL)

    OdpowiedzUsuń