czwartek, 23 września 2010

Bikaner , impreza na dachu, wlasciciel z rodzinka 
Bikaner. Wielbłądy, krajobraz półpustynny, żar leje się z nieba. Siedzimy na tarasie naszego dachu, zewsząd roztacza się widok na piętrzące się dachy i tarasy starych haveli (kamienic kupieckich z czasów arabskich). Pokój na dachu jest otwarty na świat- funkcję brakującej ściany pełni misternie wyszywana mata ścienna, nie ma tu równiez okien, jedynie otwory przysłonięte indyjskimi materiałami- to genialne rozewiązanie przy panujących tu upałach, jak dla nas niezmiernie fascynujące.Na suficie zamontowane jest skrzydło a na środku pokoju stoi coś w rodzaju air condition.Kiedy wczoraj wieczorem siedzimy na tarasie sącząc whisky z kolą i pochłaniając kolejny kawałek egzotyki, dosiada się cała rodzina właściciela Shanti House. Robimy zdjęcia i rozmawiamy.Jak się okazuje spanie na dacha to w Radżastanie rzecz powszechna.
Po ścianie przechadza sie jaszczurka. Podchodzę i obserwuję z ekscytacją  jej zwinne ruchy podczas polowania oraz zabawny język którym miele po każdej złapanej przekąsce.Teraz i ona przystaje, patrzymy sobie w oczy i życzymy miłej nocy rozchodząc się w swoje strony.
Zapada noc. Zapadamy w głęboki sen, pływamy w nim między śpiewami braminów,odgłosem instrumentów, trąbieniem klaksonów,na przemian z nawoływaniem z meczetów(trwa ponoć jakies świeto, jednak ciężko wyciągnąć i zrozumieć szczegóły od naszej hinduskiej rodziny). W Indiach króluje dźwięk, dźwięk o dużym natężeniu.
Teraz kiedy opadło z nas zmęczenie, śmiejemy się z tego co przeżywaliśmy dwa dni temu. Jak dobrze, że wędrówka składa się z lepszych i gorszych chwil. Gdyby spotykały nas tylko te miłe, przestalibyśmy je doceniać i cieszyć się nimi. Same pozytywy wywołałyby monotonię i straciły magię. Złe aspekty nadają moc dobrym. W gruncie rzeczy hindusi bywaja przydatni. Gdyby nie chłopak poznany na peronie w Bathindzie, pewnie siedzielibyśmy gdzieś w stadzie naszych wielbicieli.
Zwiedzamy miasto, przepiękny czerwony fort, swiątynie Karni Mata w oddalonym o 30km Deshnok, gdzie czcią otoczone są szczury, które biegają po całej świątyni. Właściciel guest housu opowiada nam o wewnętrznych przeżyciach podczas ceremoni w światyni Kriszny. Zachęca nas do wizyty. Opowiada, iż modlitwy wywołują takie zatracenie, iż człowiek odrywa sie od wszystkiego, częstokroć popadając w płacz, co ma symbolizować oczyszczenie. To fakt, obserwujemy to nabożeństwo i widzimy jak ludzie popadaja w trans podczas odmawiania modlitw, recytowanie przemienia się w śpiewy, którym towarzyszom do wtóru bębny i cymbały, ludzie popadają w euforię, w tłumie lądują kwiaty, z rąk do rąk niczym opłatek dzielą się zieloną rośliną. Wkładam do ust otrzymany zielony skrawek, którym nieoczekiwanie podzielił sie ze mną mężczyzna w białym suknie. Roślina ma mocny, gorzki smak. Jak miło widzieć tych ludzi w innym świetle- pokornych, miłosiernych, oderwanych od rzeczy przyziemnych.
Rano odwiedzamy manufakturę tekstylną. Można tu nabyć szale z paszminy, z wełny wielbłąda, jedwab, antyczne stroje plemienne. Niestety ceny wysokie w stosunku do jakości produktów.
Jutro po dwóch dniach odpoczynku kierujemy się w stronę Jailsaimer. Tam już zaczyna sie prawdziwa pustynia. Pustynia Thar. Zamierzamy spędzić tam dwa dni na wielbłądach.

/Luiza/


W droze do Jailsalmer- widok z pociagu
 
 `

5 komentarzy:

  1. witam!! nieźle was ta podróż wymęczyła, ale dzięki samozaparciu dotarliście do celu i całe szczęście że macie kilka dni odpoczynku ,chociaż nie wiem czy tak bardzo wypoczniecie jak chcecie się wybrać na wycieczkę na wielbłądach, gdyż Jacek pisał że ta wyprawa wymaga niezłej kondycji fizycznej. pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo, po tym co przeszliście, to chyba już nic strasznego Was nie spotka :) Wielbłądy przynajmniej nie maja zwyczaju obsiadać człowieka i robić tyle hałasu wokół siedzenia po dworcach kolejowych czy gdziekolwiek. Wygląda na to, że zaznaliście tych Indii bardziej męczących niż tylko wielogodzinne przejazdy.
    Zdaje się, że właśnie w okolicach Amritsaru mieliśmy podobne kłopoty, i właśnie także w Bikanerze daliśmy sobie luz na jakieś 4 dni. No, jak na razie nasze trasy nieźle się pokrywają. Tym bardziej z ciekawością czekamy na Wasze kolejne, ożywiające zakurzone pamięciowe szlaki newsy. Trzymajcie się. Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej wszystkim!dotarlimy do Jilsailmer pociagiem bez komlikacji!pociag byl prawie pusty(nny):).Jacku nie wiesz czasem jaka cena jest dobra za 2 dni z 1 noclegiem na pustyni, wlasciciel g.h. probuje nam wcisnac safarii za 4000 i tak juz zeszlismy z ceny w tym noclegi za gh za free( ale to nie duzy upust akurat bo placic mielismy 80 za noc, za pokoj), dalej jedzenie i woda bez ograniczen, jeep i wielblady oraz duzo miejsc do zobaczenia,tylko my w dwojke, co ty myslisz o tym- slyszalam ze rok temu ludzie placili za 2 dni 1000 rupii,ale moze bez zwiedzania osad zdaje sie, narazie sie wstrzymalismy z odpowiedzia, jutro jedziemy na wlasna reke do osady Sam. Pzdrawiamy wszystkich i cieszymy sie z kazdych waszych slow!

    OdpowiedzUsuń
  4. Domyślam się, że to ulga dotrzeć do kolejnego miasta bez problemów!
    Niestety nie jestem pewien czy dobrze pamiętam ceny. Olek był 3 doby w takim safari i, jeśli dobrze pamiętam, wypłacił 3000-4000. Natomiast z pewnością wiem, że za pomocą cen safari właściciele hoteli odbijają sobie niskie ceny noclegów. Jeśli więc płacicie tanio za nocleg i organizatorem safari jest właściciel lub jego znajomy/krewny (raczej tak jest), to na pewno podbija cenę z tego powodu. Wioski na pustyni zobaczylibyście jak sądzę tak czy inaczej - to normalne, że robi się postoje w trakcie wyprawy. Jeśli organizator ma jakieś rodzinne koligacje na pustyni (a zwykle ma), to organizacja Waszego pobytu tu czy tam to dla niego żaden problem. Bycie na safari tylko we dwoje jest niemożliwe. Nawet jeśli nie będzie żadnych europejczyków, będzie obsługa. Jeśli zaproponowano Wam wyjazd we dwie osoby może to oznaczać, że organizator nie specjalnie ma obecnie natłok zainteresowanych, a to z kolei może być powodem zarówno podbijania przez niego ceny, jak i dla Was prób obniżenia jej. Poza tym: nie będziecie się czuć nieco niepewnie tylko we dwójkę na pustyni? No cóż, zdaje się, że trudno mi coś konkretnego doradzić (nie chcę Wam dawać z mojej bezpiecznej odległości zbyt śmiałych rad). Myślę, że negocjacje z organizatorem zacząłbym na 1500-2000, skoro jego pierwsza cena to 4000. Jako argumentu przeciw jego zranionym uczuciom :) użyłbym: nie jesteśmy z Europy zachodniej ani USA, nie możemy wydać tyle szmalu.
    Wiem, wiem, ciągła konieczność targowania się o wszystko może obrzydzić życie. Ale też wielbłądy mogą być fajną przygodą niezależnie od tego. Przejrzałbym też przewodnik dokładnie. LP zwykle daje różne konkretne punkty odniesienia.
    No i ten pomysł przejazdu na pustynię na własną rękę! Ja to bym chyba raczej w tą stronę szedł.
    Pozdrawiam i uważajcie na siebie

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Jacku za radę, sprawa już rozwiązana, zrobiliśmy mały wywiad, znaleźliśmy dużo tańszą ofertę, w dodatku biuro jest polecane przez LP, mam nadzieję że, właściciel naszego housu nas nie zabije (mamy u niego pokój za 80r.) i ponoć jest z mafii :). Jutro jedziemy na 2 dni i 2 noce na safarii, jeep bedziemy dzielić ale camele nie -tylko przwodnik i my (nielicząc węży owadów i skorpionów :)) Cena przystępna 2700rp za całość. Pozdrawiamy wszystkich!!!!!

    OdpowiedzUsuń