piątek, 8 października 2010

Dotyk Śiwy.

Gdy parę dni temu otrzymuję w świątyni Śiwy poświęcony na szczęście sznurek na dłoń, nie bardzo wierzę w jego moc. Od paru jednak dni nabieram przekonania że, wytwarza on energię- dobrą czy złą nie potrafię zmiarkować. Wszystko zaczęło się w Varanasi podczas oglądania ghatów. Ghaty to newralgiczne miejsce Varanasi. To schody u wybrzeża Gangesu. Hindusi wierzą w oczyszczającą moc bogini Gangi- stąd święta rzeka Matka Ganga. Tu sprawy ducha przeplatają się z codziennością. Obserwujemy rytualne ablucje- kąpiele mające na celu zmycie grzechów, piorące kobiety, bawiące się w rzece dzieci, medytujących sathu( święci mężowie wyglądem przypominający wędrownych rastamanów). Wokół kwitnie handel- warzywa, rytualne kwiatki, suszone ryby, przyprawy, sari. Plątaniną uliczek docieramy do jednego z najważniejszych ghatów- Manikarniki. To ghat o bardzo wymownym znaczeniu- pełni on funkcje pogrzebowe. Stosy kremacyjne płoną tu dniami i nocami bez przerwy. Spotykamy chłopaka który pracuje jako wolontariusz w tym miejscu. Ma 21 lat, mówi że, ta praca to jego karma. Chłopak z pewnością należy do kasty nietykalnych- chadal. To oni odpowiadają za palenie zwłok. Chłopak opowiada nam krok po kroku o rytuałach pogrzebowych i oprowadza po Ghacie. Teren Ghatu otaczają trzy budynki,  coś w rodzaju hospicjum- poczekalnie. Chłopak pomaga przybywającym doń starcom w ich ostatnich chwilach, karmi ich, masuje, a gdy umierają przykrywa czerwonym suknem i umieszcza na bambusowych noszach, następnie kondukt pogrzebowy składający się z nietykalnych przy wtórze bębnów nosi ciało po wąskich uliczkach starego miasta. Kolejny ważny moment to zanurzenie zwłok w Gandze w celu oczyszczenia ducha, następnie zwłoki umieszcza się na przygotowanych stosach drewna i podpala od świętego ognia który płonie tu nieprzerwanie od trzech tysięcy lat. Jeden stos płonie przez około 3 godziny. Biedni ludzie paleni są na zwykłym drewnie. Koszt jednego precyzyjnie odmierzonego kilograma drewna to 150 rupii. Drzewo sandałowe osiąga cenę nawet do 2000 rupii. To cena jaką płacą za ograbienie natury. Nie spalone szczątki wraz z prochami zostają wrzucone do Gangesu. Istnieje kilka wyjątków od kremacji. Ciałospaleniu nie podlegają Sathu- ponieważ nieskalali się za życia grzechem i osiągnęli doskonałość duchową  za życia, dzieci – są niewinne i nie zdążyły zaznać grzechu, kobiety w ciąży ze względu, iż nosiły w łonie dzieci, zwierzęta gdyż symbolizują bogów, osoby ukąszone przez żmije i zmarłe na skutek ukąszenia, oraz osoby chore na trąd aby nie wywołać epidemii. W powyższych przypadkach zwłoki zostają puszczone w otchłań rzeki bez uprzedniego spalenia. Istotnym momentem podczas rytuału palenia zwłok jest pęknięcie czaszki, z której ulatuje duch. Jeżeli czaszka samoistnie nie pęknie, jeden z nietykalnych przebija ją prętem. Wspomniany chłopak zaczyna oprowadzanie, stoimy otoczeni belkami drewna, tuż obok jeden z mężczyzn odmierza skrupulatnie na wadze zakupione przez rodzinę zmarłego drewno. Stoimy u podnóża wzgórka na którym znajdują się stosy. Właśnie mamy się tam udać, odwracam się tyłem do ścieżki i za zgodą naszego przewodnika wykonuje zdjęcie na otaczające nas zewsząd drzewo. Nagle słyszę krzyki i nawoływania a potem ogromną siłę która zaczyna mnie ciągnąć, nie potrafię się oswobodzić. Chociaż nie bardzo rozumiem co się dzieje intuicyjnie wyczuwam bliskość uścisku śmierci. Odwracam głowę i widzę bok byka, a potem już tylko trzask i upadam na ziemię. Jestem w szoku powoli dociera do mnie co się przed chwilą wydarzyło. Jeden z włóczących się samowolnie byków został przepędzony z okolic obrzędowych. Biegnąc zahaczył rogiem o ramiączko mojego stanika nie pozostawiając nawet najmniejszego zadrapnięcia na cieleJ. Nie mam pojęcia jak to zrobił że, nie poczułam nawet jego dotyku, że mnie nie uderzył, nie nabił na róg, nie wciągnął pod rozpędzone kopyta. Chłopak który nas oprowadza, mówi że, mam duże szczęście. Idę oderwana od rzeczywistości prowadzona na stosy z płonącymi zmarłymi. Widoki przejmujące, wrażenia ogromnych rozmiarów zwłaszcza widziane przez pryzmat minionego przed momentem wydarzenia. Nie umiem pozbyć się wrażenia, że coś mnie ominęło, przez co odczucia są jeszcze bardziej namacalne. Odbieram to jako dar od losu a może ostrzeżenie. Nasz młody przewodnik zabiera nas do poczekalni. Rozciąga się stamtąd widok na ghaty i otaczający go Ganges. Dostrzegam unoszącą się na wodzie lalkę- przez moment nie dociera do mnie fatalna pomyłka-a może nie chcę aby dotarło- przecież to Varanasi i święta Ganga- widziana lalka to dryfujące zwłoki dwu letniego dziecka. W poczekalni przebywa staruszka. Kobieta udziela nam błogosławieństwa, dla nas i naszych rodzin. Nie wytrzymuje ciężaru i łzy napływają do oczu. Dając skromny datek na drewno jej stosu odchodzimy.
W Varanasi udaje nam się zobaczyć również Złotą Świątynię Śiwy, której wieże kryje 800 kg złota. Jest to najważniejszy obiekt w Varanasi dla wyznawców hinduizmu. Przy wstępie spotyka nas sporo biurokracji i kontroli policyjnej jednak udaje się nam ja zobaczyć, mimo widzianego później zapisu w Internecie, iż jest nie udostępniona dla obcokrajowców.
Gdy dwa dni później będąc już w Nepalu w Kathmandu chcę wsiąść do taksówki, jest ciemno, nie zauważam wysokiego krawężnika, plecak przeciąża mnie i prawie skręcam kostkę w nodze, ból jest silny ale po chwili ustaje. Docieramy do guest house wyciągam z torby aparat i widzę strzaskany obiektyw- znowu łut szczęścia- to tylko filtr UV. Zaczynam snuć podejrzenia czy noszony na dłoni sznurek chroni mnie przed złymi wydarzeniami czy właśnie je wywołuje. W gruncie rzeczy wypadki kończą się szczęśliwie. Gdy próbuje usunąć sznurek z nadgarstka, nie potrafię- zasupłał się na  dobre.
Od dwóch dni jesteśmy w Katmandu. W Nepalu spędzimy w sumie 2 tygodnie a potem znowu chcemy jeszcze na moment powrócić do Varanasi- zobaczyć Sarnat, oraz przepłynąć się święta rzeką i zobaczyć z wody rytuał tańca i ognia Aart Cremony oraz odwiedzić zapoznanego w Elvisie(G.H) pewnego zakręconego Irlandczyka.
Za oknem pada deszcz. Miasto spowiły ciemności, pora odstawić opowieści i kłaść się spać. /Luiza/ cdn...      

1 komentarz:

  1. Kochani!!!
    Zobaczyliście naprawdę bardzo dużo i mówiąc szczerze nie spodziewałam sie aż takich zdarzeń niebezpiecznych no ale chroni Cię Luizko ten amulet i miejmy nadzieje że spełni swoje zadanie. Ale najważniejsze że wszystko szczęśliwie się zakończyło. To co opisujecie odnośnie ostatniej posłgi czyli opieki terminalnej i wyprawienia pogrzebu to u nas odzwierciedleniem tych instytucji są hospicja, ale są bardziej sformalizowane , nie każdego na nie stać i nie są tak ogólnodostępne jak w Indiach,dużo by zreszta o tych rozwiązaniach dyskutować.Uważajcie na siebie, bo widzicie czasami tylko sekunda może odmienić splot wydarzeń. Do następnego komentarza

    OdpowiedzUsuń