sobota, 16 października 2010

Wizy część 2

Na autobus z Pokhary do Kathmandu idziemy w ciemno, wiemy jedynie że ostatni jest o 7 lub 8 wieczorem. Obciążeni plecakami dzielnie zwalczamy pokusę wzięcia taksówki i maszerujemy na przystanek autobusowy. Jakby nie było jest to kawałek, prawie godzina drogi z ciężkimi plecakami. Kiedy docieramy na miejsce wszystko toczy się bardzo szybko, tłum ludzi, przepychanki, odnajdujemy właściwy autobus, kupuję bilety, zajmujemy miejsca, pozostaje jedynie czasu by kupić wodę na drogę, kilka bananów i odwiedzić ubikację. Potem ruszamy, autobus jest pełny, nasze plecaki standartowo w przejściu, ale nasza droga powrotna do Kathmandu przebiega zadziwiająco płynnie. W zasadzie jest tylko jeden nie  zrozumiały postój, zatrzymujemy się w szczerym polu i stoimy bez wyraźnej przyczyny może ze 30 minut. Na dworcu w Kathmandu jesteśmy przed czwartą rano, jest ciemno i dość zimno. Kombinujemy jak tu  dostać się na stare miasto za rozsądną cenę. Nieliczni o tej porze taksówkarze chcą za dużo, postanawiamy więc czekać na lokalny autobus jadący w okolice starego miasta. Kupujemy sobie po milk tea i czekamy na przystanku wskazanym przez zapytanych ludzi.. Spędzamy tam prawie dwie godziny i obserwujemy jak np. ściągają z dachu autobusowego przewożony na nim skuter, zauważamy że bardzo dużo ludzi chodzi z kozami na sznurku. Dowcipkujemy na ten temat (co jednak, jak później odkrywamy nie jest zbyt zabawne w szczególności dla kóz). Autobusu jak nie było, tak nie ma, jaśnieje, powoli zaczynamy pękać i chcemy brać taksówkę, kiedy jakiś facet zaczyna wypytywać dokąd zmierzamy, kiedy odpowiadamy, wyjaśnia nam, że powinniśmy iść na pobliską drogę i tam łapać autobusy lub minibusy, bo stąd odjeżdżają tylko dalekobieżne autobusy. Dziękujemy mu za radę idziemy we wskazanym kierunku i rzeczywiście chwilę później siedzimy w minibusie, który zawozi nas (za grosze) w pobliże naszego G.H.  Nasz pokój jest zajęty ale dostajemy inny –na przeciwko. Postanawiam nie kłaść się spać, Luiza robi godzinną drzemkę, przed nami druga tura walki o wizę indyjską. W ambasadzie jesteśmy przed 10-tą. Po odczekaniu swojej kolejki podchodzimy do okienka. Podajemy nasze papiery. Babka w okienku robi duże oczy, moje podejrzenia sprawdzają się, coś jest nie tak. Okazuje się, że kiedy płaciliśmy ostatnim razem 300 r to było to za wysłanie faksu do Warszawy, który miał potwierdzić, czy wszystko jest ok., tylko, że my zapłaciliśmy, a facet w okienku nie wziął od nas tych formularzy i w związku z tym nie zostały one wysłane. Na dzień dobry, próbują nas odesłać z kwitkiem i każą nam przyjść za 5 dni ale nie godzimy się na to, bo to nie nasza wina. W końcu wzywają  kogoś kto ma władzę by coś  rozstrzygnąć . Siadamy i czekamy, przyjeżdża facet, jednak nie ten z którym rozmawialiśmy ostatnio. Wyjaśniamy nerwowo o co biega, uspokaja nas że on także  jest  „visa oficer” tyle, ze chce widzieć nasze rezerwacje biletu na samolot. Jak na złość tym razem nie mamy ich przy sobie, więc muszę biec na Internet – na szczęście jest blisko. Kiedy przynoszę wydruk, okazuję się, że ten faks wcale nie był taki ważny, i nasze papiery zostają przyjęte. Alleluja! Zostawiamy paszporty, formularze, płacimy forsę i mamy przyjść z powrotem o godzinie 5-tej. Ambasadę opuszczamy jako ostatni klienci. Idziemy cos zjeść, pada deszcz, wchodzimy do naszego pokoju na jakąś godzinkę.  Kiedy o 5-tej wracamy do ambasady jesteśmy bladzi z niewyspania, dzień stracony, jednak udało się! Nasze paszporty czekają na nas z nowymi wizami –sprawa załatwiona. /Łukasz/cdn

7 komentarzy:

  1. czesc luizo i lukaszu ciesze sie ze udalo sie zalatwic te wizy i pokonaliscie te ich bzdurna biurokracje dzieki uporowi i zeby nie dac sie zbyc byle czym brawo za to teraz odpoczywajcie i nabierzcie duzo sil na dalsze zwiedzanie u nas wszystko dobrze kotki zdrowe caluje ipozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki mamo, ze napisalas, cieszymy sie ze kotki zdrowe, my dzisiaj chcielismy jechac do Chitwan, ale nie bylo autobusu i zostajemy jeszcze jedna noc w Kathmandu. Pozdrawiamy, trzymaj sie cieplo w Retro, calujemy!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochani!!!
    wizy macie tylko dzięki waszemu uporowi ja też bym tak zrobiła, A swoją drogą jak można było wziąć opłate a formularze nie przyjąć, no ale tam też pracuja ludzie bezmyślni.Myslę że dalsza częśc podróży odbędzie się bez przeszkód.Pozdrowienia od wszystkich . Czekam na dalszą wiadomość. ps. Jest już coraz zimniej, brzydko ,szaro i zaczynam Wam zazdrościc ciepłego klimatu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uf...ale emocje:) nie mogłam się doczekać końca historii z wizami. Uwielbiam happy endy! Uściski z Katowic! Kasia J.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć kochani!
    Jak się cieszę, że udało Wam się z tymi wizami, mają bałagan prawie jak u nas;)nie dośc,że zawalili to jeszcze chcieli Was zrobić olać. skąd ja to znam... Dobrze, że się uparliście, no ale jakżeby inaczej:)
    Do nas zawitała szaro bura jesień,zrobiło się zimno i mglisto, więc tym bardziej cieszą przepiękne zdjęcia i opowieści. Jak zobaczyłam na zdjęciach rzekę to nie mogłam uwierzyć, na pewno dodała Wam sił. Pozdrawiam Was serdecznie, równięż od Kicka i małego Szymonka:)
    Agi.K.

    OdpowiedzUsuń
  6. cześć podróżnicy
    Czytamy wasz blog. Troche wam zazdrościmy i podziwiamy odwagę Krajobrazy obłędne. Opisujecie fantastycznie. Nie wiedzieliśmy, że macie taki talent.
    Dzięki za życzenia dla Agi Łukasza i dla mnie. Tym razem byliście przed czasem(14.10), i tak jestem pod wrażeniem że pamietacie. My jak zwykle nie mamy czasu, i jeszcze ta paskudna pogoda w Katowicach. Marzy nam się takie słońce i woda jak u Was
    Całujemy was mocno
    5 Pieszczków

    OdpowiedzUsuń
  7. Ups! male fopa, rzeczywiscie cos nam sie pokickalo!jest tego jednak pewna zaleta -mozna rozciagac urodzin przezmiesiac!jeszcze raz tym razem spoznione:)zyczenia urodzinowe:)Sto lat i przepraszamy za zla pamiec:) pozdrowionka dla wszystkich trzymajcie sie cieplo i odpoczywajcie!

    OdpowiedzUsuń