czwartek, 21 października 2010

Kathmandu

Kathmandu to miasto o różnych kolorach. Widoki z ulic upewniają mnie w zasłyszanych informacjach,jakoby nie był to kraj buddyjski. Buddyzm stanowi tu zaledwie 12%. Główna religia to hinduizm 80%,islam 4%,pozostały procent to wierzenia plemienne. Co krok na ulicy stoją przywiązane kozy, kaczki- to uliczne mini masarnie. Na ladach śpią snem wiecznym ustawione w rzędzie oskalpowane głowy kóz z zamglonymi rozmarzonymi oczami otwartymi na drugą stronę, na beztroskie łąki. Leżące w rynsztoku zwierzę z odciętą głową obok, przyprawia mnie o lekki zawrót głowy. Widok mężczyzn oprawiających przy drodze kozę sprawia, że narasta we mnie niepohamowana odraza do tego ścierwa ludzkiego. Gdy złość mija jako tako, zdaję sobie sprawę z infantylności swoich myśli. Ile ofiar pochłania Europa, jaki nakład idzie do rzeźni przed świętami. Różnica jest tylko jedna- tu wszystko dzieje się bez owijania w bawełnę, na oczach ulicy, jak dla mnie za szybko. U nas mięso przechodzi długą drogę, aż w końcu leżąc na stole kuchennym zapominamy, że to coś pochodzenia organicznego, coś co miało nadane prawo bytu. Tu zbyt wyraźnie widać prawa łańcucha pokarmowego. Tym właśnie różni się Azja od Europy, że, zachowała swą pierwotność, tkwi niezmienna pod względem zachowań od tysiącleci. Europa się maskuje, przybiera konwenanse aby usprawiedliwić swoje barbarzyństwo, swój egoizm- by wyglądać lepiej. Azja z kolei jest bezpośrednia. W Kathmandu olewamy tętniący życiem Thamel i zatrzymujemy się na Freak Streat. To okolica skupiająca w latach 70  przybywających tu hippisów. Zgodnie z tym co piszą lata świetności ma już za sobą, nie mniej jednak to tu, to tam, można spotkać zakręconych ludzi. Klimat  nam odpowiada, jest spokojniej od turystów, a i lokalsi nie dają  się za bardzo we znaki. Ze sklepu z płytami dobiega dobra muzyka. Na Durbar Square od nas jest minuta. Plac Królewski – Durbar Square znajduje się w każdym mieście królewskim a od czasów dynastii Malla, tylko w dolinie Kathmandu są trzy takie miasta: Kathmandu, Bhaktapur i Patan.
Na tym zabytkowym placu, zwanym także Hanuman-dhoka Durbar, położonym w samym centrum miasta, znajduje się olbrzymi pałac królewski w otoczeniu wielu świątyń. Nazwa placu pochodzi od statuy Hanumana, boga małp, ustawionej, w XVII wieku, przez króla Pratapa Malla przed wejściem do pałacu. Świątynie, wybudowane pomiędzy XII a XVIII wiekiem, są poświęcone zarówno bóstwom hinduistycznym jak i buddyjskim. Największą jest świątynia poświęcona bogini Taleju, oficjalnemu bóstwu dynastii Mallów. Wzbudzającą największe zainteresowanie, zwłaszcza miłośników kamasutry, Maju Deval, świątynia Sziwy, o belkach stropowych pokrytych rzeźbami erotycznymi.  Kasthamandap od której pochodzi nazwa Kathmandu jest olbrzymią, otwartą świątynią wybudowaną w XII wieku, jak głosi legenda, z drewna uzyskanego z jednego drzewa. Kolejna  Kumari-ghar,do której wejścia strzegą dwa kolorowe lwy, jest świątynią- domem „żywej bogini”. Skręcając w wąskie bramy można wejść na dziedzińce tzw. ćauki, na których skupia się życie Nepalczyków. Ćauki otaczają bahale – dawne buddyjskie klasztory, obecnie domy mieszkalne. Na środku dziedzińca często można natknąć się na małe stupy ćajtie. Do jednej z takich bram trafiamy całkiem przypadkowo i mamy wrażenie jakbyśmy przekroczyli jakieś magiczne przejście, tym bardziej, iż nie potrafimy odnaleźć miejsca na mapie. Zaledwie pięć kroków dzieli nas od zgiełku tłumu. Na placu dwójka dzieci puszcza latawce, inne grają w piłkę, młodzież siedzi na ziemi i pochłonięta w jakąś nieznaną nam grę planszową nie dostrzega nawet naszej obecności. Po środku kwadratowgo dziedzińca stoi stupa buddyjska, miniaturka tej z  Boudhanath. Janabach to kolejna brama z świątynią tym razem hinduistyczną. Świątynię oprócz bóstw zamieszkują duże świerszcze, podjadające podarki od wiernych. Idziemy zobaczyć  Pashupatinath, leżące nad  świętą rzeką Bagmati z ghatami na których odbywają się kremacje. To najważniejsze miejsce w Nepalu dla wyznawców hinduizmu, porównywalne z indyjskim Varanasi. Pashupatinath to jedno z imion Shiwy. Wyznawcy wierzą iż, śmierć w tym miejscu przynosi wyzwolenie  od nieustannego kręgu narodzin i śmierci- koła samsary. Po drodze zaglądamy do kompleksu pięciu świątyń poświęconych Shiwie. Zabudowania dziedzińca przerobiono na dom starości porównywalny do poczekalni z ghatów Varanasi. Tam dowiadujemy się, że trwa w tej chwili Dasain- najważniejsze święto dla wyznawców hinduizmu. Dasain-inaczej Durga puja. To potwierdza nasze obserwacje z rana. Tłumy podążające z koszyczkami na święcenia- trochę przypomina to nasze święta Wielkiej Nocy, pod względem znaczenia jednak, jest odpowiednikiem naszego Bożego Narodzenia. Przy akompaniamencie trąbek i bębnów, mają miejsce liczne procesje z noszonymi pod baldachimem posągami jak sądzę bogini Durgi, czyli inaczej wcielenia Parvati- żony Shiwy. Wieczorem na ulicach widać talerze bambusowe z poświęconą żywnością, zapewne dla zwierząt które symbolizują bogów. Dasain trwa 15 dni. Dasain jest tradycyjnym świętem rodzinnym celebrowanym w całym kraju. Do zwyczaju należy odwiedzenie w tym czasie swojej rodzinnej wioski. I rzeczywiście w ciągu ostatnich dni widzimy z potęgowany ruch na dworcach. Całe rodzinki podążające z ogromnymi pakunkami, kozami, które umieszcza się na dachach autobusów, na dachu widzimy nawet zamocowany skuter. Jak wyczytaliśmy, Daisan upamiętnia zwycięstwo bogini Durga (małżonki Sziwy) nad siłami zła pod postacią demona Mahisashury, a także upamiętnia zwycięstwo Ramy nad dziesięciogłowym demonem Rawaną. Według hindusów zwycięstwa te oznaczają zwycięstwo dobra nad złem. Święto to cechuje obfite składanie ofiar z kóz i bawołów tejże bogini, zwłaszcza dnia dziewiątego, którego akurat dzieje się akcja. Znowu odzywa się pierwotność Azji, niczym zamierzchłe plemiona trwają w niezmiennym rytmie rytuałów ofiarnych. Co u nas w Europie jest już nie do pomyślenia, tu jak najbardziej ma swoją rację bytu. Może ta bezkompromisowość, ten mocny konserwatyzm jest kluczem do sukcesu tej religii – zwłaszcza w schyłkowym okresie wszystkich religi – w czasie Kali Juga, wieku Ciemności.
W Kathmandu rytuały ofiarne odbywają się na Kot Square, obok Durbar Square. Głowy bawołów są odcinane  jednym cięciem za pomocą ogromnego miecza zwanego khora. Łby kozie z kolei wielkimi nożami khukri.  Na szczęście plac zasłonięty jest wielkim murem, więc oszczędzone jest nam to „wielkie widowisko”. W tych dniach w każdym domu nepalskim jada się mięso ofiarnych zwierząt. Ponadto w okresie trwania Dasain odbywają się tańce w rytualnych maskach oraz wiele innych uroczystości, do niedawna również z udziałem rodziny królewskiej. Nie wiemy jak wygląda to teraz po zmianie ustroju, gdyż niestety omija nas ta przyjemność.
Dasain odbywa się w  podobnym czasie w Indiach pod nazwą  - Dussehra. Hindusi świętują w tym okresie w dość nietypowy jak dla nas sposób. Wracając z Nepalu do Varanasi obserwujemy póżnym wieczorem auto z naczepą z której leci na full tandetne techno, za autem chłopcy dają czadu tańcząc niczym na Love Parade, przed autem z kolei jedzie ciężarówka z ołtarzykiem bóstwa. To właśnie cali hinduiści- karmią swych bogów, ubierają i bawią się z nimi przy techno.
Przy wejściu do  kompleksu Pashupatinath zaskakuje nas niemiła niespodzianka. Wejście na teren kosztuje 5oo rupii na głowę co przy naszym dziennym budżecie nepalskim bije na kolana. Postanawiamy nie wchodzić na teren świątyń a udać się tylko na ghaty skąd będzie może roztaczał się widok na stupy i złotą pagodę. Udaje się nam dotrzeć na ghaty, stosy płoną, zmarli uwalniają się z kręgu wcieleń. Po drodze wchodzimy na mały dziedziniec i naszym oczom ukazuje się niewielka świątynia Shiwy przed którą leży odrąbana głowa kozy i mnóstwo różnego rodzaju pożywienia złożone  w ofierze. Rozochoceni widokiem z Ghat na kompleks postanawiamy zobaczyć go z góry z okolicznych wzgórz  bez wchodzenia na jej teren. Tu dorywają nas naciągacze, tłumaczymy , iż nie stać nas na wejście na teren świątynny. Proponują, zobaczenie z góry panoramy  Pashupatinath za 250 od osoby wymyślonym przez nas przed momentem szlakiem. Upewniamy się dzięki temu, iż jest to możliwe, ,dziękujemy pięknie  konikom i wchodzimy w dżunglę, w którą przed momentem weszło stadko małp. Nie mamy pewności co do zachowania małpiszonów, lubią ponoć płatać figle. Wspinamy się i odkrywamy, iż wzgórze pokryte jest mogiłami. Tu zapewne leżą innowiercy. Nastrój staje się dziwny, groby wyrastają spod stóp uklepane gliną wokół roztacza się busz. Nagle pojawiają się małpy niczym strażnicy tego dzikiego cmentarzyska. Lustrują nas badawczo swymi oczami, teraz naprawdę robi się  nieswojo. Zaczyna padać. Odbijamy w bok i po obrośniętym lianami zboczu schodzimy trochę w dół, przecierając szlak do widoku na święte miejsce. Widoku póki co nie ma, za to naszym oczom ukazuje się grupka ludzi pochylona nad ziemią. Początkowo myślimy, że to grabarze, robi się odrobinę mroczno w tym gąszczu z nietykalnymi. Decydujemy się jednak zejść niżej. Grupka ludzi to jednak najwyraźniej rodzina, grób obłożony jest wielkimi czerwono białymi kamieniami, gdzieniegdzie palą się kadzidełka. Przechodzimy pozdrawiając żałobników. Ścieżka zaczyna się piąć i dochodzimy do bramki cmentarza i niepostrzeżenie okazuje się, że znajdujemy się nie gdzie indziej tylko na terytorium Pashupatinath. Przyjmując co droga daje wchodzimy w centrum tego świętego miejsca. Szereg stup ciągną się wzdłuż schodów aż do rzeki. Każda ze stup zamieszkana jest przez świętego męża. Po drugiej stronie mostu znajdują się kolejne ghaty kremacyjne. Widzimy zanurzanego w Bagmati zmarłego sathu. Chodzimy po dziedzińcu , zaglądamy do świątyń bocznych. Omijamy jednak złotą pagodę, tam wstęp mają tylko wyznawcy hinduizmu. Skąpani w deszczu opuszczamy to miejsce. Obok ciągnie się park jeleni niestety z powodu deszczu jest zamknięty. Z Pashupatinath udajemy się do Boudhanath złotej stupy buddyjskiej. Wielka stupa Bouddhanath jest postawiona na olbrzymiej mandali, symbolizującej wszechświat. Obecnie ozdobiona łańcuchami łopoczących na wietrze chorągiewek, otoczona kwadratem domostw, sklepów z  młynkami modlitewnymi, kadzidłami, bębnami, dzwoneczkami. Stup  była od wieków miejscem skąd prowadził handlowy szlak do Tybetu. Po aneksji Tybetu przez Chiny w 1951 roku stała się centrum, skupiającym życie tysięcy tybetańskich uchodźców w Nepalu. Odbywają się tutaj główne obchody większości świąt tybetańskich, takich jak np. Losar – tybetańskiego Nowego Roku (luty). Stupa posiada sto osiem wyobrażeń Buddy umieszczonych w małych niszach. Nad białą kopułą stupy spozierają na nas w każdą stronę świata wszechwidzące wielkie oczy Buddy.
Po powrocie z Pokhary zwiedzamy również Patan- kolejne miasto królewskie- najstarsze spośród doliny Kathmandu. Lalitpur to stara nazwa Patanu-co znaczy Miasto Piękna.
Centralną budowlą Durbar Square jest Pałac Królewski -Royal Palace z czternastego wieku, ukończony jednak w siedemnastym z jego trzema dziedzińcami - Mul Chowk, Sundari Chowk, Mani Keshar Chowk, jak i najwyższa pałacowa część – trzystopniowa pagoda Degutale, niegdyś prywatne miejsce modlitw królów z dynastii Mallów, założycieli Patanu. Tu skupione jest centrum newarskiego rzemiosła.
Odwiedzamy jeszcze Swayambhunath, najwiekszą stupę buddyjską w Kathmandu, położoną na wzgórzu, do której wiedzie trzysta trzydzieści stopni. U jej podnóża stoją dużych rozmiarów złote posągi buddy oraz liczne małe stupy. W tejże świątyni jak głosi tradycja Budda nauczał w śród małp i sosen. Do dzisiaj zamieszkują one teren świątyni. Obchodzimy świątynię zgodnie ze wskazówkami zegara kręcąc młynkami modlitewnymi./Luiza/ cdn...


parada wojska na Durbar Square w Kathmandu

Patan- Durbar Square


c.d.

ulice Patanu

Patan

przed jedną z świątyń

Durbar Square- Patan

dziedziniec jednej z świątyń na Patanie

c.d.

c.d.

c.d.

c.d.

w drodze na Patan


przed świątynią Shiwy w czasie trwania Dasain- głowa kozła


okrężna droga- cmentarzysko na Pashupatinath

c.d.

sathu na Pashupatinath

Pashupatinath

święci mężowie c.d.

ghaty kremacyjne

c.d.

wejście do jednej z świątyń na Pashupatinath

Boudhanath

c.d.
uliczna masarnia
pokarm dla bogow
ofiary z jedzenia na ulicach
mnisi z Pokhary

2 komentarze:

  1. Brrr...a,jednak zazdroszczę Ci tych niesamowitych emocji. Fantastycznie,że przenosicie nas odrobinkę w ten wasz świat. KOCHANI.... Pozdrawiamy:)))

    OdpowiedzUsuń